Cartagena lub w pełnej krasie Cartagena de Indias (ta nazwa wybitnie przypadła mi do gustu) jest głównym portem Kolumbii. Liczy nieco ponad 1 milion mieszkańców.
Do Cartageny, która działa jak magnes, przyciąga przede wszystkim jej piękno i specyficzny klimat, jak również burzliwa historia ze złotem, piratami i niewolnikami w tle. Wg. wielu znawców tematu jest to jedno z najbardziej efektownych miast kolonialnych na kontynencie południowoamerykańskim. OK, to rzecz dyskusyjna. Są zwolennicy Cuzco w Peru, Oro Preto w Brazylii czy Sucre w Boliwii. Ale na pewno Cartagena mieści się w pierwszej piątce.
Sercem Cartageny i jej główna atrakcją jest oczywiście stare miasto, w tym historyczne dzielnice El Centro i San Diego, prawdziwe kolonialne cacka z dziesiątkami kolorowych, kolonialnych budynków, charakterystycznymi balkonami, a także placami i kościołami. Również dzielnica Getsemaní, gdzie mieszkamy, choć nieco mniej spektakularna, ma wiele ciekawych zaułków, a przy tym nie jest tak skomercjalizowana. Tu głownie mieszkają trampowie, bo znajduje się to ok. 30 tanich hotelików i hosteli oraz niedrogie restauracje. No i te nazwy uliczek w sąsiedztwie. Mam nieodwzajemnioną słabość do hiszpańskiego. Calle de la Media Luna, Calle Espirito Santo, Calle de la Magdalena .... co nazwa - brzmi cudniej. Ale od początku:
Cartagena została założona w 1533 roku przez Pedro de Heredia. Bardzo szybko miasto stało się głównym hiszpańskim portem na Wybrzeżu Karaibskim, a także skarbcem, gdzie składowano cenne przedmioty przed ich przewiezieniem na Stary Kontynent. Oczywiście zrabowane tubylcom. Z tego jednak względu Cartagena stała się celem ataków rozlicznych piratów przeczesujących Morze Karaibskie w poszukiwaniu szybkiej fortuny. W samym tylko XVI wieku piraci aż pięć razy oblegali Cartagenę. Jednym z tych oblężeń kierował słynny korsarz Sir Francis Drake. Udało mu się opanować port w 1586 roku. Żeby się wykupić Cartagena wypłaciła mu hojny okup.
Ze względu na powtarzające się ataki z morza trzeba było w końcu rozbudować fortyfikacje, wznieść forty, umieścić w nich załogę i ustawić żelazne działa armatnie. Do dziś stare miasto otoczone jest świetnie zachowanymi fortyfikacjami - Las Murallas - których budowa trwała w sumie dwieście lat i które dziś stanowią wyjątkowy zabytek architektury obronnej.
Z Mikołajem zastanawialiśmy się czemu te mury są tak niskie. Prawdopodobnie otoczenie kiedyś było niżej i przez wieki się podniosło. Rogowska czy Pyrek spokojnie pykają taki murek o tyczce.
W obrębie El Centro trzeba zobaczyć Puerta del Reloj, główną bramę do miasta. Położony zaraz obok plac Plaza de los Coches niegdyś służył jako targ niewolników. Znajduje się tam też pomnik założyciela miasta Pedro de Heredia.
Największym placem miasta jest Plaza de Aduana, w czasach kolonialnych centrum administracyjne i plac paradny. W centralnej części stoi pomnik Krzysztofa Kolumba.
Plaza de Bolívar, zwana wcześniej Plaza de Inquisición jest otoczony wspaniałymi budynkami kolonialnymi. W jego pobliżu znajduje się Pałac Inkwizycji. Był on siedzibą Trybunału Karnego od 1610 roku. Jest jednym z najświetniejszych budynków kolonialnych w mieście. To tutaj skazywano za magię, czary czy bluźnierstwo.
Obecnie w pałacu jest muzeum przedstawiające narzędzia tortur. W muzeum znajduje się też ciekawa kolekcja starych map.
Cztery najświetniejsze kościoły Cartageny to: Katedra (El Catedral) gdzie codziennie odprawiane są msze (pełny kosciół), Iglesia de Santo Domingo, Iglesia San Pedro Claver i mniejszy kościół Iglesia de Santo Toribio de Mangrojevo.
Ale Cartagena dla nas to przede wszystkim włóczenie się, zakupy, restauracyjki, przepyszne świeże soki i dobiegająca zewsząd musica latina.
Wczoraj i dziś załatwialiśmy też sporo prozaicznych spraw. A to pralnia zbiorowa (La Lavanderia) 16 tys COP za ponad 6 kg ciuchów do prania, a to zakup plastrów i opatrunków na skancerowane stopy, a to rozmowy telefoniczne do Polski (llamadas internacionales ok 15 tys totalmente, ok 600 za minutę - taniej na stacjonarne), a to hurtowe wymiany pieniędzy (większość bankomatów skupiona jest w okolicy Av. Venezuela - można chodzić godzinami i nie trafi się na żaden, dziwne w tak turystycznym miescie). No i zakup koszulki w Hard Rock Cafe (Mikołaj).
Pod ręką jest wszystko. Nawet monopolowy, gdzie przed chwilą zakupiliśmy lokalny rum w celach leczniczych.
Mieszkańcy Cartageny (może z wyjątkiem "money change'rów" którzy w sumie i tak nie są najgorsi) są niezwykle sympatyczni i weseli. Od lat Kolumbia zajmuje czołowe miejsce w rankingu najszczęśliwszych krajów świata (w czołówce jest też Dania i Kostaryka). Ciekawostką jest nasz język, ale Polonia budzi jednoznacznie pozytywne skojarzenia. Mój główny motyw rozmów z taksówkarzami to Manuel Arboleda. Mało znany tutaj obrońca Lecha i być może wkrótce reprezentant Polski. Ale i tak zazwyczaj kończy się na sympatycznym Bienvenidos en Colombia. Witamy i dziękujemy że do nas przyjechaliście !!!!
Absolutną ekstrawagancją, czymś wręcz z burżujstwa była nasza dzisiejsza wieczorna przejażdżka bryczką po Cartagenie. Dzięki temu, że start zazwyczaj ma miejsce w Bacagrande zobaczyliśmy wreszcię tę dzielnicę, To zupełne przeciwieństwo Starej Cartageny, Nowoczesne apartamentowce przypominające Miami Beach i cała ta infrastruktura pod bogatych Kolumbijczyków i zorganizowane wczasy dla Amerykanów i Kanadyjczyków. Przejażdżka trwała łącznie godzinkę i wyszło tyle ile obiad w Tayrona P.N. czyli nie ma plajty.
Jutro główny punkt to wyjazd na wulkan błotny El Tocumo. Pomału też myślimy już o czwartku, kiedy będziemy chcieli się dostać na Playa Blanca. Opcje są dwie można dotrzeć lądem (dosyć kłopotliwy dojazd) albo wykupić wycieczkę na Islas Rosario i po prostu zostać na Playa Blanca. Obawiam się, że tam nie będzie prosto z dostępem do Internetu. Więc nastąpi pewnie parodniowa przerwa. Ale póki co, szalejemy w Cartagenie.
Nie do końca czaję jeszcze tutejsze ceny. Nie jest tak tanio jak sie spodziewałem, a niektóre produkty czy usługi są wręcz drogie. Jakiś czas temu czytałem że przeciętna Kolumbijska rodzina żyje za 1 mln COP miesięcznie. Zaczynam w to szczerze wątpić. Weżmy z brzegu; taka woda bez której nie da się tu egzystować . Rekord świata w marży!!!!. Najczęściej spotykana butelka 600 ml kosztuje 1200-2000 COP czyli ok 1,8-3 zł. Zeby było śmieszniej soki ze świeżych owoców kosztują często mniej. Ba, za 7-Upa zapłaciłem dziś na plaży w Bocagrande 2000 COP. Jak można kazać ludziom płacić tyle za wodę do picia??? Oczywiście Nr 1 na rynku wody jest tutaj Coca Cola, która ma kilka silnych marek. Jak tak dalej pójdzie to będa mogli zrezygnować z produkcji coli, bo przestanie im sie opłacać. Oczywiście jest drugi warunek sukcesu woda w kranach powinna być niezdatna do picia. Ten świat stoi na głowie. Gdzie jest konkurencja? Dlaczego nie sprzedają to wody z Biedronki po 500 COP za 1,5 litra??
Większość artykułów spożywczych jest droższa niż w Polsce. Oczywiście wyjątkiem są owoce . Za siatę pełna soczystego mango (na oko jakieś 3 kg) zapłaciliśmy 2000 COP. Transport też jest drogi np. autobusy dalekobieżne. Taksówki jak nie dasz się oszukać taksówkarzowi relatywnie tanie (zwłaszcza że w 5 osób najczęściej mieścimy się w jednej). Jak solo bez plecaków to nawet w standardowym tutaj modelu taksi czyli w małym Chevroleciku (tym Matizie).