Geoblog.pl    kolumbia2011    Podróże    Kolumbia 2011    Mompos nad Rio Magdalena
Zwiń mapę
2011
29
cze

Mompos nad Rio Magdalena

 
Kolumbia
Kolumbia, Mompós
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11212 km
 
Zgodnie z planem środa miała być typowym dniem logistycznym. I takim też była. Po prostu chodziło o to , zeby dostać sie z Cartageny do Mompos. Patrząc na mapę wydaje się że nie jest to daleko ot jakieś 200. może 240 km. Ale przewodniki ostrzegają żeby wybrać sie możliwie wcześnie rano.
Nam sie to udało tylko częsciowo. Tzn. o 7.45 byliśmy juz usadowieni w taxi (grande), zamówiliśmy Renault Thalie, bo te Chewrolety Spark czyli poczciwe Matizy jednak nie bardzo nadają się żeby zabrac 5 osób z plecakami), by po 25 minutach zawracać z drogi na Dworzec autobusowy, z powrotem do hotelu po dokumenty Mikołaja. A poniewaz był to szczyt zakorkowania Cartageny cała operacja zajęła nam równiusieńką godzinę i było wiadomo, że na autobus o 9.00 nie zdążymy. Przez całą tą operację straciłem trochę czujnośc i bilet zakupiłem w pierwszym pod ręką okienku w kompanii Torcoroma (błąd !). Niby miało byc do Mangangue i podróż miała trwać 4 godziny, czyli planowo powinniśmy dotrzeć do Mangangue na 14.00, ale okazało sie że autobus tak naprawdę jedzie do Sincelejo, a towarzycho do Mangangue zostaje wyrzucone na skrzyżowaniu 28 km przed Sincelejo i ma sobie szukać autobusów do Mangangue. Niby jacyć goście pomagają, niby toto opłacone, ale o komforcie w żadnym razie nie ma mowy. Mniejsza, że dwie trzecie drogi stałem w tłumie podobnych nieboraków, ale co gorsza gratisowo zostałem (u nie w domu mówiło się wprost) obrzygany przez jakiegoś małego murzynka. Tzn. nie obrzygal mnie całego, tylko prawą nogę.

W drodze do Mangangye skumplowalem sie też ze stojącym obok mnie niejakim Carlosem Ruizem. Nie mówił za dobrze po angielsku, ale przynajmniej starał sie mówić powoli po hiszpańsku, tak że sporą cześć jego kwestii zrozumiałem. Po pierwsze musimy bardziej uważać na plecaki, bo w Mangangue zginiemy jak ciotka w czechach, dobrze byłoby zeby trzymać sie jego to nie da nas naciągać na bilety co jest tu normalne. Itp. Potem sporo poopowiadał nam jeszcze o grudniowej powodzi w Mompos (widzieliśmy sporo zdjęć na komórce) i na koniec zaoferował pomoc jeśli będziemy chcieli zorganizować jakiś ecotour itp.
Wszystkie środki transportu jakimi dziś przyszło nam podróżować miały jedną wspólną cechę nie odjeżdzały dotąd dopóki nie udało im sie zebrać kompletu pasażerów. Autobus z tego powodu wyjeżdzał z Cartageny przeszło pół godziny zbierając ludzi z jakiś nieoficjalnych przystanków, a to na stacji benzynowej, a to z buli na rogatkach. To samo chalupa ( rodzaj motorówki) nie drgnęła dopóki jakas staruszka nie zajęła ostatniego wolnego miejsca.
Chalupą dotarliśmy na rzeczną wyspę, na której pomiedzy odnogami Rio Magdalena, leży Mompos. Ten "rzeczny" odcinek trwał 40 minut i w końcu została nam jeszcze tylko jedna przesiadka, tym razem do busa, który w kolejne 45 minut dowiózł nas do Mompos. Na miejsze dotarliśmy przed 17.00. Czyli całość trwala ok 7 h. I kosztowała; policzmy 30000 autobus, 7000 chalupas i 10000 busik razem 47000 COP na osobę za Matiego zapłaciliśmy mniej, bo z reguły za ninios albo sie nie płaci albo pobierają pół ceny.
Dla porządku dodam, że przeszliśmy jedeną kontrolę z przeszukaniem (dotyczyło to prawdopodobnie szmuglowania, bo powtarzało się złowrogie słowo "contrabanda"). Rewizja objęła mężczyzn; czyli mnie i Mikołaja, nie obłęła kobiet i dzieci.
W Mompos dowieziono nas dzięki staranion Carlosa Riuza wprost pod drzwi L a Casa Amarilla. miejsca o którym słyszałem wiele dobrego. I nie zawiedliśmy. Do tego stopnia że nas poniosło i zamówilismy sobie pokój z aircondition dla czterech osób z dostawką w cenie 150 tys. COP zamiast dwóch (2+3) z samym witrakiem w cenie 85 tys COP. Ale czuję różnicę siedząc w klimatyzowanej sypialni z temperaturą nastawioną na 25 stopni. Różnica jest kolosalna czyli wynika, że na zewnątrz jest conajmniej 35 stopni o ósmej wieczorem.

Zrobiliśmy mały , wieczorny rekonesans po Mompos. Zjedliśmy smaczną kolację wprost pod gołym niebem na Plaza de Santo Domingo, tudzież lody w pobliskiej heladeria. Mikołaj postawił nam "wykupne soki" z marrakui i pomarańczy po swoich dziesiejszych wypadkach. Ja natomist zakupiłem maść na przciążony mięsień, który mi doskwiera. Widzieliśmy małpy w parku, a jeden koleś przed Mikołajem gwizdnął, a następnie zrobił salto do tyłu. Jutro spodziewamy sie jeszcze większych atrakcji wszak Mompos to słynne Macondo z książek Marqueza, czyli miejsce gdzie zdrzają sie naprawdę różne zastanawiające rzeczy. A to wizyty Cyganów na latających dywanach, a to pojawiające się duchy. W końcu to tu coniektórym mieszkańcom (zwłaszcza tym spowinowaconym z rodem Buendiów) przytrafiają się stany lewitacji.

Aż prosiłoby sie pokazać parę zdjeć, ale dziś już było zbyt póżno. A Mompos warte jest specjalnej sesji fotograficznej. Oj warte jest .... zaiste. W powietrzu czuć niepowtarzalny klimat. Ale o tym wkrótce....
Jutro z kamerą i aparatem będziemy przyglądać sie tym murom, a u dzieciaków momposinos będziemy wypatrywać świńskich ogonków (kto czytał Marqueza ten wie o co chodzi).
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
kolumbia2011
Rio Magdalena - Wyprawa
Barbara Knapik, Wojciech Knapik, Mikołaj Knapik, Zuzanna Knapik, Mateusz Knapik
zwiedzili 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 28 wpisów28 40 komentarzy40 131 zdjęć131 1 plik multimedialny1
 
Nasze podróże
14.06.2011 - 30.07.2011