Nie czytam aktualnie zbyt wiele o tym co dzieje się w Polsce. Nie bardzo też zauważyłem, że dziś już mamy lipiec. 1wszy lipca !!!! Polska objęła przewodnictwo w Unii Europejskiej. Cudów macondowskich ciąg dalszy. Pamiętam jak w 1987 podczas mojej trzeciej podrózy zagranicznej (do Hiszpanii) na campingu El Toro Bravo pod Barceloną przy sangrii i ognisku usłyszałem od niejakiego Roberta Kurczaba, że Unia Europejska planuje zniesienie paszportów i każdy mieszkaniec Unii będzie mógł pojechać sobie kiedy tylko będzie chciał bez paszportu do innego kraju. Dla nas Polaków z PRL-u było to jak opowieść z Marsa. Droga, którą przeszedł nasz kraj od tamtego czasu do dziś jest jak .... lot na Marsa. A refleksja ta dopadła mnie nad Rio Magdakenia, gdzie siedzę sobie patrząc na skaczące wokół małpy, bujając się w orginalnym momposowskim taekowym fotelu bujanym i piszące tego bloga.
Jednak zdecydowaliśmy, że chcemy zostać w Mompos jeszcze jeden dzień. Z tego powodu każdy robi co chce. Dzień Dziecka 1 go lipca. Wybory są następujące: internet, internet, hamak, rower, rower (ja z Mikołajem). Powstała z tego wypadu całkiem spora sesja foto. Filmów za to już nie będzie ....ale o tym może innym razem, żeby sie nie denerwować :). Prawdopodonie któryś z praktykujących woo-doo momposinos potraktował jakąś małą, zabawkową kamerkę swoimi szpileczkami.
Zrobiliśmy za to wielkie pranie i .... leczymy rany. Mnie udało się za pomocą miejscowej maści wyleczyć (oby trwale) bolęcy mięsień, Mikołaja pobolewa kolano (konieczna konsultacja u Brocha po powrocie). Basię boli brzuch (wg mnie tzw. "biegunka podróżnicza). Ale ogólnie jest nieźle. Za pół godziny wybierzemy się na małe żarełko. Kuchnia nie jest tu szczególnie wyrafinowana. Gdyby nie nasz pobyt nad morzem, gdzie mieliśmy dostęp do ryb w dowolnych ilościach jedlibyśmy prawie wyłącznie kurczaki z frytkami, ryżem i sałatką, a na śniadanie jajecznica. Dlatego jak tylko znajdę coś innego (np meksykańskie burritos, czy wątróbke higado) od razu mnie ciągnie. Tymczasem w ogrodzie botanicznymk spotkaliśmy takiego miejscowego "wiedźmina", który twierdzi że ludzkość zdąża do zagłady i powinniśmy siuę żywić wyłącznie roślinami. Po czym zademonsrował nam kilkadziesiąt z brzegu ziół i roślin na wszelkie okazje. Zgadzam się, że większość chorób cywilizacyjnych bierze się z naszej współczesnej, na ogół beznadziejnej diety. I jak zwykle obiecuję sobie polubienie z ziółkami po powrocie.
Wieczorem pewnie jak zwykle w Mompos udamy się na Plaza de Santo Domingo, który zamienia się w jadalnię pod gołym niebem i będziemy wypatrywać lewitujących momposinos. Plaza del Santo Domingo to najlepsza restauracja w mieście. Nikt jeszcze nigdy tu się nie zatruł, bo używają dobrej wody i mają zawsze świeże produkty. Jutro koło 8-mej rano chcemy opuścić Mompos i pojechać trasą Bodegas-Mangangue-Sincelejo-Tolu. Pobyt w Tolu skrócilismy do jednej nocy i chcemy tam tylko złapać łódkę na Islas de San Bernardo, a potem , jeszcze tego samego dnia w niedzielę wieczór przejazd do Monteria. W poniedziałek kolejny dzień "logistyczny". Z Monteria planujemy przemieścić się do Villa de Leyva. To zupełnie inny świat. Las Montanas - góry.